Rojny Stambuł // Bustling Istanbul – day 2
Drugiego dnia dzielnie utrzymaliśmy, narzucone przez Janka w sobotni wieczór, marszobiegowe tempo. Uliczkami dzielnicy Fatih, w której mieszkaliśmy, doszliśmy do mostu Ataturka, żeby nim dostać się na drugą stronę. Naszym celem była Wieża Galata. Mimo iż poza sezonem, listopad okazał się atrakcyjnym miesiącem dla turystów i w najbardziej odwiedzanych miejscach w Stambule były tłumy. Ale wystarczyło oddalić się od wieży i zejść parę metrów bocznymi uliczkami, żeby znaleźć się w spokojnej, urokliwej, kolorowej części dzielnicy Karakoy.
Po południu owinięte w chusty poszłyśmy z Urszulą obejrzeć dwa meczety. Jeden zwyczajny, mały, w którym starsza kobieta od razu pokierowała nas w przeznaczone dla nas miejsce na balkonie. Drugi zaś, dużo większy ozdobiony błękitnymi mozaikami obok bazaru egipskiego, w którym nie przestrzegano tak restrykcyjnie zakazu wstępu kobiet do męskiej części.
Bazar egipski okazał się doskonałym miejscem, żeby zaopatrzyć się w suszone owoce na sześciogodzinną podróż do Balikesir, która czekała nas następnego dnia. Poprosiłam po pięć plastrów mango i pomelo. Sprzedawca nie przestawał się uśmiechać i rozmawiać i nie przestawał nakładać, częstować nas najsłodszą herbatą jaką kiedykolwiek piliśmy i tak na wadze wylądowała półkilogramowa torba, za którą oczywiście bez słowa zapłaciłam.
Dzień zakończyliśmy w monumentalnej, zachwycającej Hagia Sophia. Powrót piechotą do mieszkania i odpoczynek przy wspólnym stole po 24 km marszu.
Magdalena Urban
On the second day, we bravely maintained the marching pace imposed by Janek on Saturday evening. Making our way through the streets of the Fatih district where we lived, we reached Ataturk’s bridge to get to the other side. Our destination was the Galata Tower. Although off-season, November turned out to be an attractive month for tourists and there were crowds in the most visited places in Istanbul. But it was enough to walk away from the tower and walk down the side streets for a few meters to find yourself in a quiet, charming and colorful part of the Karakoy district.
In the afternoon, wrapped in scarves, Urszula and I went to see two mosques. One ordinary, quite small, in which an older woman immediately directed us to the place on the balcony intended for us. The second one, much larger, decorated with blue mosaics placed just next to the Egyptian bazaar, where the ban on women’s entry to the men’s section was not so strictly observed.
The Egyptian bazaar turned out to be a great place to stock up on dried fruit for the six-hour journey to Balikesir that awaited us the next day. I asked for five slices of mango and pomelo. The seller didn’t stop smiling and talking and didn’t stop serving us the sweetest tea we’d ever had. And so a half-kilogram bag landed on the scale, for which I paid, of course, without saying a word.
We ended the day in the monumental, stunning Hagia Sophia. A brisk walk back to the apartment and rest at the common table after 24 km hike around the city.
Magdalena Urban
Waking up feeling rested and hungry for adventure we head out with breakfast and coffee in mind. A small cafe down an alley grabs our attention as we take a stop for fresh juice, turkish coffee and tea on the way down to the port for breakfast.
The walk across the river surrounded by sights, sounds and smells as all sorts stand fishing from the bridge. On the other side we stop at a lovely cafe with a sea view for a hearty meal of bread, sausages and eggs done in a Turkish style.
Having been fed and rested we spend the rest of the day speed walking all around the city taking in the history, architecture and, of course, the shops including the bazaar. The day comes to a close with a tea and shisha in a traditional lounge, which had a unique and fantastical atmosphere filled with sweet smoke and busy conversations mixed with laughter, a wonderful end to our second day!
Jack Słoczyński